... czuję, że wracam do siebie.
Ręce pracują, głowa odpoczywa, a świat zwalnia, przestając być jedną wielką listą obowiązków.
I wiesz co?
Może właśnie dlatego nie kupuję tej całej świątecznej narracji, w której kobieta biegnie, gotuje, sprząta, dekoruje, kupuje, pakuje i jeszcze ma wyglądać jak z reklamy.
Bo w tym wszystkim gubi się coś najważniejszego:
spokój. Radość. Uważność.
A to właśnie daje mi ceramika.
Dlatego jeśli ktoś szuka „magii świąt”, to ja myślę: znajdziesz ją w swojej pasji, nie w galerii. Dla mnie to lepienie, tworzenie…
W czymś, co powstaje z czasu i serca, a nie z kontenera.
I może brzmię jak heretyczka świąteczna, ale trudno:
wolę zrobić jeden piękny ceramiczny lampion niż kupić dziesięć plastikowych ozdób, które i tak nikogo nie cieszą.
Wolę ulepić kubek, w którym ktoś będzie pił kawę cały rok,
niż kolejny prezent „żeby było”.
Ręcznie robiona ceramika to naprawdę świetny pomysł na prezent - bo nie jest zrobiona po to, żeby zaliczyć listę. Jest po to, żeby komuś dać kawałek spokoju, ciepła i codziennej radości.
A dla mnie?
Największym prezentem tych świąt jest to, że ja też jestem wreszcie ważna.
I że nikt nie wmówi mi, że „święta to zapierdziel”.
Nie! Święta mogą być piękne - ale nie kosztem kobiety, która je robi.
Więc jeśli zapytasz mnie o magię świąt?
To ja odpowiadam: jest — tylko nie tam, gdzie wszyscy jej szukają.
Gdy lepię kubek, domek-lampion albo dyńkę...
Co roku w listopadzie dzieje się coś, co na własny użytek nazywam ogólnonarodowym świątecznym szajbem.
Jeszcze trzymasz znicz na cmentarzu, a już bombardują Cię bombki, które przyjechały do nas jak goście z dalekiego świata.
Galerie wyją „ho-ho-ho”, jakby od tego miała nam wrócić równowaga psychiczna.
A ludzie biegają jak uczestnicy maratonu po tandecie, pakując do koszy prezent za prezentem, choć połowa z nich skończy w szufladzie „do oddania” 27 grudnia.
I może gdyby to było tylko trochę śmieszne, to bym się pośmiała.
Ale problem jest taki, że cały ten świąteczny cyrk skutecznie odciąga mnie od tego, co kocham najbardziej: od gliny, od pracowni, od mojego świata, w którym wszystko jest ciche, powolne i prawdziwe.
Wchodzę do pracowni i czuję spokój, którego nie da się kupić w żadnej promocji.
Zapach gliny, ciepło pieca, kubek z herbatą na stole, to, jak materiał poddaje się pod palcami — to jest moja prywatna „magia świąt”.
Bez fajerwerków.
Bez kolejek.
Bez ho-ho-ho.
Obserwuj Mnie Na
Instagramie
Strona www stworzona w kreatorze WebWave.