Blog
Z jednego kawałka gliny może powstać rzeźba, która zatrzymuje oddech, albo kubek, który co rano ratuje humor. Ta sama materia, inne przeznaczenia. Dlatego lubię myśleć o ceramice jak o dwóch siostrach: jedna tańczy boso w deszczu, druga pilnuje, żeby herbata nie wystygła. U mnie, w pracowni na Roztoczu, te siostry spotykają się przy jednym stole i kłócą o szkliwo jak dwie artystki o światło.
Ceramika artystyczna jest jak opowieść. Najpierw szuka emocji, dopiero później kształtu. Czasem jest krnąbrna, czasem czuła, ale zawsze ma charakter. Patrzysz i wiesz, że ktoś zostawił na niej swój ślad palca, swój oddech. Nie pyta, czy wygodnie się z niej pije - pyta, czy coś w tobie drgnęło. To poezja w glinie - odważna, nie zawsze idealna, za to prawdziwa. Ja kocham tę przestrzeń najbardziej, zwłaszcza kiedy lepione przeze mnie lampiony ożywają wieczorem i rozlewają na ścianach miękki ruch światła.
Ceramika użytkowa to przyjaciółka codzienności. Kubki, miski, talerze - rzeczy, które mają leżeć dobrze w dłoniach, wytrzymać zmywarkę i służyć bez focha. Funkcja jest pierwsza, ale to nie znaczy, że rezygnujemy z piękna. Ja uważam, że piękno ma współpracować. W mojej pracowni na Roztoczu powstają serie kubków, które testuję rano na własnej kawie - sprawdzam ucho, wagę, rant, czy kropla wraca na miejsce. Bywa, że lepię kubki dniami, ale kiedy tęsknię za oddechem, wracam do lampionów, bo one najpełniej niosą mój nastrój.
Najbardziej lubię miejsce pośrodku, gdzie te dwa światy się spotykają. Kubek, który jest trochę rzeźbą. Lampion, który świeci i jednocześnie opowiada historię. Patera z fakturą kory, po której aż chce się przejechać palcami. Ja często łączę funkcję i ekspresję - mieszam faktury, bawię się światłem, a glina to kocha, bo dobrze znosi odwagę.
Jeśli pytasz o różnice, odpowiem prosto. W artystycznej pierwsza jest idea - emocja, przekaz, eksperyment. W użytkowej pierwsza jest użyteczność - ergonomia, trwałość, powtarzalność. Ale w obu liczy się uczciwość wobec materiału. Jedna uczy cierpliwości i pokory, druga uczy odwagi mówienia własnym głosem. Obie mówią coś o nas. I o mnie - bo każda seria, którą wypuszczam z pieca na Roztoczu, nosi trochę mojego dnia, mojego nieba za oknem i tego, co akurat gra mi w sercu.
A praktyka? W użytkowej myślę o uchu, które nie będzie parzyć, o krawędzi, która ładnie zbiera kroplę, o szkliwie, które nie popęka po setnym myciu. W artystycznej pozwalam sobie na ryzyko - czasem ważniejsze od wygody jest znaczenie, które przedmiot niesie. I tak na mojej półce mogą stać dwa światy obok siebie: kubek do codziennej kawy i obiekt, który zatrzymuje myśl. Oba powstały tutaj, w mojej pracowni na Roztoczu, gdzie glina uczy mnie równowagi między tym, co piękne, a tym, co użyteczne.
Nie wybieram. Lubię, gdy glina pokazuje pełnię możliwości. Lubię, kiedy coś jest piękne i służy, a czasem kiedy tylko mówi. Najważniejsze, by było prawdziwe - w dotyku, w proporcji, w intencji. A jeśli zapytasz, co robię najchętniej, odpowiem bez wahania: lampiony. Ale kubków też nie zdradzam - każdy niesie kawałek codzienności, a ja lubię, kiedy przedmioty żyją z ludźmi naprawdę.
A Ty? Szukasz w przedmiotach spokoju i sensu w codzienności, czy wolisz, gdy coś porusza ci serce jak dobra opowieść? A może - tak jak ja - uśmiechasz się najbardziej, kiedy jedno i drugie spotyka się w tym samym przedmiocie?
Do zobaczenia przy glinie.
Luiza.
Przeczytaj też...
Strona www stworzona w kreatorze WebWave.